Po kilku świadectwach pierwszych chrześcijan, będących swego rodzaju przykładem tego, jak nieortodoksyjne wypowiedzi padały nawet z ust tych, których nie uznaje się za heretyków i obdarza dużym szacunkiem w kręgach trynitarnych, chciałbym poruszyć jeszcze dwie bardzo ważne kwestie. Pierwsza z nich dotyczy Pana Jezusa, druga zaś Trójcy jako takiej. Otóż w naszych chrystologicznych dysputach, niezmiernie często pada ze strony trynitarnej argument dotyczący nauczania pierwszych chrześcijan o boskości Syna Bożego. Przytaczanych jest wiele świadectw autorów, które wprost nazywają naszego Zbawiciela Bogiem, co ma dowodzić tego, że wierzyli oni w Trójcę. Otóż tak nie jest. Wyznawanie boskości Syna nie implikowało bowiem ani wiary w taki sam stopień boskości Syna i Ojca (tak jak w przytaczanych twierdzeniach Justyna i Orygenesa), a tym bardziej wiary w to, że „tworzyli” oni numerycznie tego samego Boga. Niewątpliwie tendencje do określania Jezusa jako Boga w literaturze patrystycznej można dostrzec dość często, tym niemniej wydaje się oczywiste, że był to jednak liczbowo inny Bóg niż Ojciec, a z pewnością jeśli nawet „Bóg”, to poddany Ojcu – również wówczas, gdy ktoś porównywał Jezusa-Boga z Ojcem, a nie tylko Jezusa-człowieka z Ojcem.
Ich stanowisko przypomina poglądy niektórych dzisiejszych unitarian, choć dla wielu trynitarian czytających te słowa może się to wydawać szokujące. Otóż nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości, iż bardzo często unitarianie postrzegani są w dyskusjach chrystologicznych przez pryzmat nauczania o Jezusie prezentowanego przez Świadków Jehowy. Jednak tak naprawdę, ci ostatni nie do końca są reprezentatywni dla całego środowiska unitariańskiego (mam na myśli głównie jego skrzydło ariańskie). Dla wielu Świadków bowiem, status Pana Jezusa jest w rzeczywistości „anielski”, i to, rzekłbym, bardzo „anielski”, bez możliwości modlitw i uwielbienia Zbawiciela. Trzeba zwrócić na to uwagę, poneiważ wielu unitarian przypisuje Jezusowi znacznie wyższą pozycję niźli jedynie anielską, traktując przy tym społeczność z Nim w dużo bardziej intymny sposób. Są tacy, którzy umieszczają Go ontycznie powyżej stworzenia, choć niżej od Ojca twierdząc, iż Ojciec dał Mu pewne atrybuty swej natury (takie jak np. „życie w sobie”). Istnieje także grono unitarian przyznających Jezusowi nie tylko boską potęgę i moc, ale także naturę. Wierzą oni, iż nasz Zbawiciel posiada w niebiańskiej chwale taką samą naturę jak Ojciec, będąc przy tym odrębną od Niego osobą i istotą. Dla części z nich, Jezus jako Jednorodzony Syn, został zrodzony przed wszelkim stworzeniem – będąc w ten sposób od tego stworzenia odrębnym. Można zatem uznawać boskość Jezusa nawet w ontycznym tego słowa znaczeniu (choć jest to oczywiście boskość udzielona, a nie „wrodzona”), wyłączać Go z kategorii stworzeń i jednocześnie nie być trynitarianinem. Wydaje się, że większość pisarzy kościelnych pierwszych trzech wieków cytowanych przez apologetów trynitarnych, reprezentuje punkt widzenia bardziej zbliżony do takich właśnie unitarian, niż ortodoksję trynitarną uformowaną w IV wieku. Innymi słowy, bycie trynitarianinem to coś dużo więcej niż uznawanie Jezusa za Boga, to uznawanie Go za tego samego Boga co Ojciec i Duch, z takimi samymi atrybutami i tą samą chwałą, będących tą samą substancją (a nie – mających tą samą substancję).1 Tego rodzaju pogląd trudno jest spotkać w pismach chrześcijańskich z pierwszych dwóch wieków, a nawet w wieku trzecim i na początku IV wydają się one być mniejszością, choć daje się zauważyć stopniowe zrównywanie Syna z Ojcem.
To, co opisałem powyżej, zilustruję na przykładzie jednego z najbardziej znamienitych chrześcijan, żyjących w IV wieku, autora Historii Kościelnej – Euzebiusza z Cezarei. Oto kilka świadectw dotyczących tego biskupa, związanych z jego poglądami w kontekście Soboru Nicejskiego (325):
Na synodzie w Antiochii (325 r.) został ekskomunikowany, ponieważ odrzucił wyznanie wiary skierowane przeciw Ariuszowi. Na soborze w Nicei (325 r.) przedłożył pojednawczą formułę wyznania wiary; najpierw z wewnętrznymi zastrzeżeniami złożył podpis pod postanowieniami soboru, ale później wraz z innymi wystąpił przeciw partii nicejskiej; wystąpił przeciw niej również na synodzie w Tyrze (335 r.), na którym pozbawiono Atanazego2 tronu biskupiego.3
Postawę Euzebiusza w tamtych gorących czasach bardzo ciekawie opisują dwaj kolejni autorzy:
Biskupi podpisując się pod uchwałami Soboru Nicejskiego – niektórzy pod dużą presją cesarza – zobowiązali się do odżegnania od poglądów Ariusza. Co do tego panowała wśród nich zgoda. Nie było natomiast takiej zgody co do interpretacji użytych formuł. Jak już było powiedziane, formuły te nie były jednoznaczne i dopuszczały różne interpretacje. Zamieszanie powiększało się przez fakt, że wielu broniło samych sformułowań, choć podkładali pod nie treści niezgodne z duchem ‘Credo’. Były też inne czynniki wpływające na przebieg tych sporów. Do takich można zaliczyć: animozje personalne i zmieniające się warunki polityczne (wpływy na dworze i sympatie cesarzy decydowały o przewadze jednej czy drugiej opcji). W dyskusji stosowano różne metody. Prowadzono dyskusje teologiczne (pisząc teksty, zwołując synody), ale też uciekano się do pomocy cesarza, wykorzystywano środki administracyjne do usuwania przeciwników ze stolic biskupich. Wśród biskupów katolickich (w odróżnieniu od ariańskich) wykrystalizowały się, i to zaraz po Soborze, dwa stanowiska. Jedno to było tych, którzy byli niezadowoleni z wyrażeń zawartych w ‘Credo’. Występowali oni często przeciw tym sformułowaniom lub też ich unikali, szukali nowych. Niezależnie od ich woli, było to często interpretowane jako sprzyjanie arianizmowi. Było to o tyle usprawiedliwione, że istotnie zdarzali się w tym gronie filoarianie a nawet rzeczywiści arianie. Przykładem biskupów unikających zwłaszcza terminu ‘homoousios’ byli Euzebiusz z Cezarei, a potem Cyryl Jerozolimski. Euzebiusz odrzucał pogląd 'stworzenia Syna z niczego’, ale też nie był zwolennikiem nauki o całkowitej równości Ojca i Syna; to wg niego oznaczałoby zanegowanie ich odrębności. Mówiąc o naturze Syna, wolał mówić o jej ‘podobieństwie pod każdym względem’ do natury ‘pierwszego i jedynego Boga’ (Cemonstratio 5,5).4
Rzecz znamienna, że w swych rozprawach, pisanych już po soborze nicejskim, nigdy nie użył o Synu Bożym określonego i przyjętego w wyznaniu wiary ścisłego wyrażenia homoousios – współistotny Ojcu, a pozostawał zawsze w ścisłych, a nawet serdecznych stosunkach z arjanami. Istnieje bardzo poważne podejrzenie, że zawarł rodzaj przymierza z Euzebjuszem Nikomedyjskim, otwartym zwolennikiem arjan, celem wywrócenia i odwołania symbolu nicejskiego, tudzież że wpłynął na niejedno nieszczęsne postanowienie Konstantyna, zwrócone przeciwko szermierzom o bóstwo Chrystusowe. Rzecz pewna, iż się wrogo odnosił do obrońców wyznania soboru nicejskiego, że brał czynny udział w synodzie antjocheńskim, który prawowiernego biskupa Antjochji, Eustatiosa, urzędu pozbawił, że tak samo w r. 334 w Cezarei i 335 w Tyrze przyczynił się do potępienia Atanazego, oraz rok później w Konstantynopolu do złożenia z urzędu Marcelego z Ancyry… „5
Zauważmy, według tych świadectw Euzebiusz był sympatykiem arian i przeciwnikiem nicejczyków. Euzebiusz niewątpliwie nie był trynitarianinem. A jednak ten właśnie Euzebiusz bardzo mocno broni boskości Jezusa i Jego zrodzenia przed wszelkim stworzeniem, o czym każdy czytelnik jego Historii Kościelnej może się przekonać. Dla Euzebiusza bowiem Jezus był Bogiem z Boga, ale nie był tym samym Bogiem co Jego Ojciec – nie był tą samą istotą. Swoją drogą, myślę, że warto w tym miejscu wyjaśnić jeszcze jedną sprawę pośrednio związaną z bóstwem Jezusa. Otóż nawet w opozycyjnych credach formułowanych po Soborze Nicejskim znajdujemy stwierdzenia wyrażające pogląd, że Syn został zrodzony w wieczności, przed powstaniem czasu. Na tej podstawie niektórzy mogliby wnioskować, iż wszyscy używający takiego sformułowania wierzyli w nie mające początku istnienie Logosa. Otóż z takiej myślowej konstrukcji niekoniecznie to wynika. Co ciekawe, nawet Ariusz wyrażał swoją wiarę w podobny sposób, a pomimo tego uznawał iż, „był czas, w którym Syna nie było”. Oto jego słowa:
…stworzony przez wolę Boga przed czasem i eonami i od Ojca otrzymał życie, byt i chwałę, którym Ojciec pozwolił jednocześnie z Nim zaistnieć. Albowiem Ojciec, gdy przekazał Mu wszystko w dziedzictwie, sam nie pozbawił się tego, co bez powstawania w sobie nosi; jest on przecież źródłem bytu. Są zatem trzy hipostazy: (Ojciec, Syn i Duch Święty). Mianowicie sam Bóg, o ile jest On fundamentem wszelkiego bytu, jest absolutnie niepochodzący. Syn, zrodzony z Ojca poza czasem, stworzony i ukonstytuowany przed wszystkimi eonami, nie istniał, zanim nie został zrodzony; ale On jeden, jako zrodzony poza czasem (i) przed wszystkim (innym stworzeniem), otrzymał istnienie od (samego) Ojca. Nie jest On ani odwieczny, ani jednakowo wieczny z Ojcem, ani nie dzieli On z Ojcem niezrodzoności…6
W podobnej opinii nie było sprzeczności – dla starożytnych wieczność, bądź istnienie przed czasem, niekoniecznie oznaczało to, o czym my intuicyjnie w takiej sytuacji myślimy. Ksiądz Henryk Pietras SJ, we „Wprowadzeniu” do Przeciw Prakseaszowi Tertuliana, wyjaśnia sprawę w następujący sposób:
Chcąc przejść od tak pojętej jedyności Boga do Trójcy, trzeba było wprowadzić pewne kategorie określające następstwo wydarzeń: w wieczności, na początku, w czasie. Nie widziano żadnego powodu, by Syn Boży miał istnieć w wieczności, to jest przed początkiem, gdyż i tak nie miał do spełnienia żadnej misji. Jedynego i samotnego Boga nie ma więc sensu nazywać przedwiecznym Ojcem, gdyż nie miał Syna, ani też Sędzią, gdyż nie miał co rozsądzać. Wprowadzając rozróżnienie na wieczność, początek i czas, można było teoretyzować na temat odwieczności Boga. Warto zaznaczyć, że dla starożytnych pojęcie 'wieczności’ było znacznie pojemniejsze niż dla nas. Orygenes zebrał poszczególne znaczenia tego słowa w komentarzu do Listu do Rzymian: mówi się o wieczności, gdy nieznany jest koniec, gdy coś swoim trwaniem wykracza poza obecny świat, oznacza ona jakiś długi czas, czy długość życia człowieka lub czas trwania tego świata. […] Zakres znaczeniowy greckiego słowa aion lub łacińskiego aeternitas czy saeculum był tak duży, że mówienie o odwiecznym Logosie w Bogu także niczego nie musiało jeszcze przesądzać z punktu widzenia naszego rozumienia wieczności, zgodnie z którym nie chodzi tylko o koniec (lub jego brak) jakiegoś trwania, ale i o odsunięcie w nieskończoność początku.7
Tak więc Ariusz był całkowicie konsekwentny twierdząc z jednej strony, iż Logos jest „zrodzony przed czasem” i jednocześnie przyznający się do wiary, iż „był czas, w którym Syna nie było”. Wieczność bowiem była dla niego również „czasowa” skoro wiązała się z następstwem zdarzeń, zaś stworzony wraz z wszechświatem czas zdaje się przynależeć do innej kategorii czegoś, co mierzy owo następstwo zdarzeń. Innymi słowy, jest czas stworzony wraz z naszym wszechświatem i zapoczątkowanie istnienia Syna nie miało miejsce w obrębie jego strumienia. Jest też czas Boga, w którym istnieje następstwo zdarzeń, lecz jest ono mierzone inaczej niż w tym pierwszym przypadku. To w tym „miejscu” Syn został zrodzony i miał swój początek.
Reasumując, jeśli spotkasz Czytelniku cytaty chrześcijan z pierwszych dwóch wieków, a nawet z wieku trzeciego czy też czwartego, które nazywają Pana Jezusa Bogiem, to nie traktuj tego jako dowodu na ich wiarę w Trójcę (ani na dowód wiary w absolutną boskość Pana Jezusa). Wiara trynitarna bowiem, to nie tylko wiara w bóstwo Syna i Jego zrodzenie przed czasem. Wiara trynitarna to uznawanie braku początku istnienia Słowa. To nie tylko przyznanie boskości Jezusowi, ale także twierdzenie, iż Syn jest liczbowo tym samym Bogiem co Ojciec, stanowiąc z tym ostatnim jedną istotę, jedną substancję, jedną naturę oraz dzieląc z Nim te same atrybuty. I choć pisma wczesnochrześcijańskie często pokazują Pana Jezusa jako Boga, nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości, że opisywana przez nich boskość, najczęściej jest inną boskością niż ta, która została zdefiniowana w późniejszym symbolu w Nicei czy też w Konstantynopolu. Sądzę również, że owa boskość Zbawiciela nauczana przez pisarzy kościelnych, nie ma zbyt wiele wspólnego z tą boskością, która jest obecna w wyznaniach wiary współczesnych społeczności trynitarnych. Jest to raczej boskość bliższa poglądom części dzisiejszych unitarian, która uważa, iż natura Pana Jezusa jest podobna bądź taka sama jak Ojca, a On sam został zrodzony przez Boga i z Jego woli ustanowiony Panem i dziedzicem całego stworzenia. Jako taki, zbawiwszy nas od grzechu i śmierci, godzien jest też naszej czci i uwielbienia, ku chwale Boga Ojca.
sierpień 2017
Przypisy
1 Będzie to widoczne w ortodoksyjnych wyznaniach wiary powstałych w czasie konfliktu ariańskiego.
2 Atanazy był głównym polemistą z dziełami Ariusza. Do tej pory uważany jest za jednego z najbardziej zasłużonych apologetów trynitarnych.
3 Berthold Altaner, Alfred Stuiber, Patrologia, Instytyt Wydawniczy Pax, Warszawa 1990, str. 308.
4 Ks. Antoni Żurek, Wprowadzenie do Ojców Kościoła, Kraków 1993, str. 82.
5 Historia Kościelna Euzebiusza, Ks. Arkadiusz Lisiecki – Wstęp, POK 3, Poznań 1924, str. XVI.
6 Ks. Franz Courth, Bóg Trójjedynej Miłości, tłum. ks. Marian Kowalczyk, Pallottinum, Poznań 1997, str. 173
7 Henryk Pietras SJ, we Wprowadzeniu do: Tertulian, Przeciw Prakseaszowi, III.1-2, Wydawnictwo WAM, Kraków 1997, str. 9-10.
Źródło zjęcia: Towfiqu barbhuiya on Unsplash