Autor: Kastelion
Tekst poniższy powstał nie bez przyczyny. Otóż odniosłem wrażenie, że niektórzy z moich bliskich w Chrystusie, po opuszczeniu Towarzystwa Strażnica, wędrując od jednego zboru chrześcijańskiego do drugiego, z czasem zaczęli skłaniać się (przynajmniej w pewnych aspektach) do sprzecznej z Biblią doktryny o Trójcy. Materiał poniższy zamierzyłem jako zaproszenie i wstęp do dyskusji. Skupiłem się w nim zasadniczo na dwóch problemach: osobowości Ducha Świętego oraz istoty boskości Jezusa i jego odwieczności. W tekście zawarłem sporo cytatów z różnych źródeł, w tym obszerne fragmenty przetłumaczone z języka angielskiego.
Na początek postanowiłem zamieścić obszerny fragment z Posłowia do drugiej książki Raymonda Franza In Search of Christian Freedom, str. 704-711. Raymond Franz, były członek Ciała Kierowniczego Świadków Jehowy, autor przetłumaczonego na język polski Kryzysu sumienia zajął się w swojej drugiej książce istotą dojrzałej wolności chrześcijańskiej i jej przeciwieństwem – zniewoleniem, często chętnie akceptowanym przez wielu chrześcijan, którzy nad wolność przedkładają duchowe bezpieczeństwo i wygodę. Choć jego książka oparta jest na przykładach zaczerpniętych z praktyk i nauk Świadków Jehowy, uważam że jej przesłanie jest ponadwyznaniowe i może ona być bardzo pomocna w osiągnięciu dojrzałości chrześcijańskiej. Mnie przynajmniej dała wiele do myślenia, choć Świadkiem nigdy nie byłem. Mimo znacznej objętości książki (ponad 700 stron) autor zasadniczo nie porusza w niej podstawowych doktryn chrześcijańskich. Dopiero w stosunkowo krótkim Posłowiu, odpowiadając niejako na wiele listów skierowanych do niego przez byłych Świadków, odpowiada na pytanie, co dalej po opuszczeniu Towarzystwa – zastrzegając się przy tym, że to tylko i wyłącznie jego osobiste przemyślenia. Po omówieniu kwestii przyłączania się (bądź nie) do jakiejś religii, krótko odnosi się do dwóch fundamentów “ortodoksyjnej” wiary chrześcijańskiej – do doktryny o duszy nieśmiertelnej i o Trójcy. Ten właśnie fragment poniżej zamieszczam:
Tak jak szybko możemy rozwiązać problem przynależności do wspólnoty chrześcijańskiej przez przyłączenie się do którejś z denominacji, tak też szybko możemy rozwiązać problem, w co wierzyć, poprzez zaakceptowanie tak zwanej “ortodoksji”. Sam termin ma bardzo pozytywny wydźwięk, bo wywodzi się z dwóch słów greckich ortho i doksa oznaczających po prostu “prawdziwą naukę”. W rzeczywistości, zaczęto go używać do opisania systemu wierzeń zdefiniowanego i ustalonego na kolejnych soborach zwoływanych we wcześniejszych wiekach. Część z tych wierzeń jest po prostu powtórzeniem Pisma Świętego, są więc oczywiście “prawdziwą nauką”. Inne są rezultatem interpretacji, sporów, debat i zostały ogłoszone jako “ortodoksyjne” przez ludzi dzierżących władzę w kościele. Jeden z autorów stwierdza: “ortodoksyjne chrześcijaństwo jest czymś czysto opisowym – po prostu odnoszącym się do opinii większości”[1. Dr Bruce Shelly, profesor Historii Kościoła w Denver Seminary, Church History in Plain Languge, str. 62.]. “Opinię większości” stanowiły głosy ludzi tworzących struktury, które moglibyśmy słusznie nazwać “ciałami kierowniczymi” przeszłości[2. Jak wcześniej pokazano, jednym ze znaczeń terminu “synod”, stosowanego na oznaczenie rady (zgromadzenia) chrześcijańskiego, jest “ciało kierownicze”. Zobacz str. 58.]. Moje własne subiektywne doświadczenia z religijnym ciałem kierowniczym skłania mnie do wniosku, że głos większości przywódców religijnych tworzących dawne ciała kierownicze nie jest żadnym uprawomocnieniem prawdziwości określonych wierzeń. W moim poprzednim życiu religijnym stwierdziłem, że ludzie zbyt często wierzyli w to, co organizacja powiedziała. I nie widzę żadnego postępu ani rozwoju w postawie cechującej się wiarą w to, co “ortodoksja” powiedziała, która miała do dyspozycji tego samego rodzaju autorytet władzy religijnej. Wielu obecnie wierzących “ortodoksyjnie” stało się takimi na skutek identycznego procesu indoktrynacji i intelektualnego zastraszania oraz takiego samego braku samodzielnego myślenia i krytycznej analizy argumentów, które charakteryzują tak wiele osób znajdujących się wewnątrz organizacji Strażnica. Sam fakt, że wierzenia były głoszone od długiego czasu – czy też, że w przeszłości były szeroko akceptowane – czyni je wierzeniami tradycyjnymi, ale nie musi wcale czynić ich przez to wierzeniami prawdziwymi[3. Porównaj: Marek 7:1-8 Galacjan 1:14.].
Podobnie, nie widzę żadnego postępu ani rozwoju w postawie osoby, która dokonała zwrotu o 180 stopni w swoich wierzeniach, ale zachowała ten sam dogmatyzm, faryzeizm oraz manię osądzania innych, które cechowały ją przed zmianą wierzeń. Musimy czcić Boga zarówno “w duchu i w prawdzie”, a manifestowany przez nas duch powinien być tym samym duchem, którego przejawiał Syn Boży, tak bardzo przeciwny duchowi, jaki demonstrowali osądzający innych, obłudni, bazujący na tradycji Faryzeusze[4. Jan 4:23,24.]. Doszedłem do wniosku, że znaczna część tego, w co pierwotnie wierzyłem nie ma żadnych podstaw w Piśmie Świętym. Nie uważam, że w późniejszym czasie znalazłem odpowiedzi na wszystkie pytania biblijne oraz doszedłem do konkluzji co do prawdziwości każdej z nauk. Niemniej jednak jeśli chodzi o nauki, co do których prawdziwości mam mocne przekonanie, ufam, iż mogę uczciwie powiedzieć, że tak jest, bo tak mówi Słowo Boże, a nie dlatego, że tak wierzyłem w mojej poprzedniej religii. Fakt nauczenia się jakiejś prawdy w poprzedniej religii nie powoduje według mnie efektu rekomendacji jej do statusu prawdziwej nauki także obecnie. Przeciwnie, rozczarowanie systemem religijnym może łatwo spowodować tendencję do negatywnej postawy i traktowania podejrzliwie każdej interpretacji Pisma Świętego tylko dlatego, że było ono związane z naukami głoszonymi przez odrzucony system religijny. Ja jednak nie widzę żadnego powodu, by nie wierzyć w coś, tylko dlatego, że naucza tego religia w której byłem. Bezsprzecznie moja poprzednia religia wpoiła mi głęboki respekt dla Pisma Świętego, wiarę w nadrzędną wartość: wielbienia i posłuszeństwa względem Boga, nadziei życia wiecznego, której podstawą jest ofiara okupu Chrystusa i Jego zmartwychwstanie a także nadrzędny autorytet Jego Królestwa. Nie chciałbym tego stracić. Prawda, że jednocześnie inne nauki Towarzystwa osłabiły moc i podkopały wiele z tych podstawowych prawd, jednak nie do tego stopnia, by całkowicie pozbawić je znaczenia, czego dowodzi chociażby fakt, że właśnie te fundamentalne prawdy i przekonanie o ich słuszności doprowadziło mnie w końcu do odejścia od mojej poprzedniej religii. Zdaję sobie także sprawę z tego, że tych samych podstawowych prawd mógłbym nauczyć się w wielu innych chrześcijańskich religiach. Stało się jednak tak, że nauczono mnie ich w religii moich rodziców – w religii, w której wzrastałem.
Sądzę, że wielu ludzi błędnie uważa, iż pewne poglądy są unikalne dla religii Świadków Jehowy, czy też dla religii nazywanych przez nich “sektami” – określeniem, które jak łatwo zauważyć, stosują do każdej zdecydowanie przez nich negowanej grupy religijnej. Przedstawiając pewne wierzenia lub poglądy jako “sekciarskie”, wielu z nich nie zdaje sobie sprawy z tego, że chociaż różniąc się (czasami nieznacznie) w szczegółach, podobne poglądy w fundamentalnych kwestiach przedstawiają w swoich książkach powszechnie uznawani teologowie – nawet teologowie zasługujący na miano “ortodoksyjnych”.Jako przykład, S.C. Guthrie, profesor Columbia Theological Seminary (uczelnia prezbiteriańska), przedstawia w następujący sposób dość powszechnie obowiązujący pogląd wśród wielu teologów na temat ludzkiej duszy:
“Zgodnie z tą doktryną tylko moje ciałomoże umrzeć, ale ja w rzeczywistości nie umieram. Moje ciało jest tylko powłoką dla mojego prawdziwego ja. Ono nie jest mną ono jest tylko ziemskim, fizycznym więzieniem, w którym moje rzeczywiste “ja” jest uwięzione. Moim prawdziwym “ja” jest moja dusza, która, ponieważ jest duchowa a nie fizyczna, jest podobna Bogu i dlatego posiada Boską nieśmiertelność (niezdolność do umierania). Zatem w momencie śmierci moja nieśmiertelna dusza opuszcza moje śmiertelne ciało. Moje ciało umiera, ale ja sam żyję dalej i wracam do duchowego królestwa, z którego przyszedłem i do którego należę.”
Stwierdzając to, ten powszechnie uznawany teolog pisze dalej:
“Jeśli rzeczywiście chcemy się trzymać biblijnej nadziei dotyczącej życia przyszłego, to musimy całkowicie odrzucić doktrynę o nieśmiertelności duszy i to z kilku powodów.”
Następnie podaje szczegółowo te biblijne powody. Wcześniej jednak, omawia źródła wiary w nieśmiertelną duszę:
“Doktryna ta [o nieśmiertelności duszy] nie była nauczana przez pisarzy biblijnych, była jednak powszechna wśród greckich i orientalnych religii świata antycznego, w którym kościół chrześcijański narodził się. Niektórzy wcześni teologowie chrześcijańscy byli pod jej wpływem, czytali Biblię w jej świetle i wprowadzili ją do chrześcijańskiej myśli kościoła. Odtąd zawsze była z nami, wywierając wpływ nawet na wyznania wiary reformacji (zobacz: Westminsterskie Wyznanie Wiary, XXXII Konfesja Belgijska, Art. XXXVII)”[5. Shirley C. Guthrie, Jr., Christian Doctrine, John Knox Press, Atlanta, 1968, strony 381-383. Autor jest profesorem teologii systematycznej na Columbia Theological Seminary, posiada doktoraty Princeton Theological Seminary oraz University of Basel, Szwajcaria.].
Przedstawiam powyższy cytat nie jako decydującą wypowiedź w tej kwestii ani też jako pogląd, który powinni wszyscy przyjąć. By określić, czy taki punkt widzenia jest dla kogoś przekonywujący, musi on najpierw zapoznać się i ocenić słuszność wspomnianych dowodów biblijnych, których tutaj nie podaję. Można znaleźć innych uczonych, którzy wyrażają ten sam pogląd, co cytowany wyżej teolog, jednak ani ich liczba ani reputacja nie są decydujące. Zawsze bowiem można znaleźć także innych, którzy prezentują argumenty na rzecz przeciwstawnego poglądu. Moim celem nie jest przekonywanie o słuszności przedstawionej wyżej tezy ale pokazanie tylko, że ktoś może mieć skłonność do odrzucania jakiejś nauki jako produktu “myśli sekciarskiej”, nie zdając sobie sprawy z tego, że cieszący się autorytetem uczeni mają takie samo zdanie w tej kwestii.
To samo dotyczy przedstawionej w Piśmie Świętym relacji między Ojcem i Synem. Nie chodzi o to, czy boskość jest atrybutem Syna, ponieważ w pewnych tekstach zastosowano w stosunku do niego termin theos[6. Ew. Jana 1:1,18.]. Pytaniem jest natomiast, co oznacza owa boskość[7. Na przykład, człowiek dzieli człowieczeństwo na równi ze swoim ojcem, pełne człowieczeństwo. Obaj mają tę samą naturę. Natomiast nie są tej samej substancji czy istoty. Spór w pierwszych wiekach chrześcijaństwa nie dotyczył kwestii, czy Syn jest tej samej natury co Ojciec, ponieważ jego boskość na ogół uznawano. Przez wieki spierano się, często z wielką zawziętością, czy był on tej samej substancji, istoty (greckie: homoousios) co Ojciec, lub, przeciwnie, czy był podobnej substancji, istoty (greckie: homoiousios). Zob. The International Standard Bible Encyclopedia, Vol. IV, strony 918, 919; W.H.C.Frend, The Rise of Christianity, strony 538-541; Jaroslav Pelikan,Jesus Through the Centuries, strony 52, 53, 62, 63.]. Antytrynitaryzm jest istotną cechą wierzeń Świadków Jehowy, chociaż nie są oni jedyną religią wyznającą ten pogląd[8. Inne nie uznające Trójcy religie to Unitarianie, Chrystadelfianie, the Church of God Abrahamic Faith oraz inne mniej liczebne grupy.]. Żaden ortodoksyjny uczony nie poparłby poglądów głoszonych przez organizację Strażnicy na temat natury Chrystusa. Nie jestem zainteresowany obroną ich poglądów, ponieważ uważam, że niektóre z nich są błędne. Czy to oznacza jednak, że powinno się przyjąć tradycyjne, ortodoksyjne nauki w tej kwestii za “naukę prawdziwą”. Jedynym powodem, który powinien czy mógłby – przynajmniej w moim osobistym przypadku – skłonić mnie do tego, byłby fakt, że można wykazać jasne biblijne poparcie dla takich nauk[9. Prace naukowe przedstawiają tę doktrynę jako zasadniczo zbudowaną na atanazjańskim credo i wymagającą użycia oraz zrozumienia takich terminów jak “istota”, “substancja”, “natura”, “hipostaza”, “osoba” (z których jedynie słowo “natura” pojawia się Piśmie Świętym). Cała reformacja protestancka zachowała – z niewielkimi różnicami zależnie od denominacji – doktrynę o Trójcy zasadniczo w postaci nauczanej przez Kościół Katolicki. Różnice dotyczą głównie “inkarnacji” Jezusa i różnych wytłumaczeń faktu, że posiada On jednocześnie naturę ludzką i boską (tzw. “unia hipostatyczna”).].
Nie ulega wątpliwości, że publikacje Towarzystwa Strażnica czasami cytują źródła w sposób niezupełnie oddający sens tego, co owo źródło rzeczywiście mówi. Faktem pozostaje jednak, że cytaty Strażnicy dotyczące źródła i rozwoju doktryny Trójcy podane są tak klarownie, że trudno byłoby nadać im sens odmienny od pierwotnego. Poniżej zamieszczam cytaty z dwóch źródeł teologicznych, obu dobrze znanych i poważanych. Nie podano ich po to, by zaprzeczyć lub odrzucić naukę o Trójcy. Oba źródła są trynitarne i ich intencją nie jest negowanie doktryny Trójcy. Nie cytowałbym ich, gdyby nie były trynitarne lub nie cieszyły się powszechnym uznaniem.
Pierwszy cytat pochodzi z artykułu omawiającego hasło “Trójca” w The International Standard Bible Encyclopedia (wydanie z 1988 roku [zrewidowana edycja z roku 1929]), którego autorem jest Cornelius Platinga, profesor teologii systematycznej w Calvin Theological Seminary. Godny uwagi jest stopień ostrożności z jakim sformułowano twierdzenia zawarte w tym artykule oraz szczere przyznanie się ich autora do niepewności. Wprowadzający paragraf do artykułu brzmi następująco:
“Chociaż “Trójca” jest terminem pochodzącym z drugiego wieku, nie znajdującym się nigdzie w Biblii, i Pismo Święte nie podaje żadnego ustalonego ostatecznie sformułowania trynitarnego, to jednak Nowy Testament zawiera większość potrzebnych materiałów do budowy późniejszej doktryny. W szczególności, kładąc nacisk na jedyność Boga, przedstawia Jezusa Chrystusa jako boskiego Syna w odróżnieniu od Boga Ojca, i prawdopodobnie przedstawia Ducha Świętego lub Parakleta jako różną od nich osobę boską. Przyznać jednak należy, że z obydwoma podanymi twierdzeniami wiążą się oczywiste problemy. Nawet “osoba” jako termin trynitarny (trójjedyności) stał się pojęciem dyskutowanym dopiero od czasów Augustyna [354-430 n.e.], a szczególnie w dniu dzisiejszym. Niemniej jednak, doktryna Trójcy “w zalążku” zawarta jest w Piśmie Świętym (B.B.Warfield, ISBE [1929], s.v.) to znaczy, Nowy Testament przedstawia wydarzenia, stwierdzenia, praktyki i problemy, na podstawie których Ojcowie Kościoła sformułowali doktrynę w następnych wiekach”[10. The International Standard Bible Encyclopedia, 1988, Wm.B.Erdmans Publishing Company, Grand Rapids, Michigan, Vol. IV, str. 914.].
Może warto byłoby powtórnie przeczytać ten paragraf, zwracając szczególną uwagę na stopień niepewności zawartych w nim stwierdzeń. Zachowując ostrożność autor zakłada, że jedynie “materiały do budowy”, a nie sama doktryna, znajdują się w Piśmie Świętym, i że “Ojcowie Kościoła sformułowali” “póżniejszą doktrynę”[11. Inne prace uczonych na ten temat używają podobnych do “materiałów do budowy” wyrażeń, jak “ziarno (nasienie)”, “zarodek” doktryny, lub podstawowy “zarys” doktryny. Jest oczywiste, że ci którzy takich sformułowań używają, zakładają, że potrzeba dopiero interpretacji, by z “ziaren”, “zarodka”, “materiałów do budowy” lub “zarysu” uzyskać jednoznaczną doktrynę.]. Stwierdza, że osobowość Ducha Świętego jest “prawdopodobnie” przedstawiona w Piśmie Świętym. Przyznaje także, że istnieją “oczywiste problemy” i trwające nadal dyskusje, nawet odnośnie użycia terminu “osoby” potrzebnego do określenia trzech osób w Trójcy. W dalszej części artykuł sporadycznie wykazuje tę samą ostrożność i szczerość, tym niemniej jako całość stara się wykazać słuszność doktryny Trójcy.
Informacje zawarte w cytowanym fragmencie nie są bynajmniej wyjątkowe. Drugi cytat bardziej szczegółowo ilustruje “kontrowersyjny” i dyskutowany w “dniu dzisiejszym” aspekt doktryny Trójcy. Pochodzi on z książki szwedzkiego teologa, cieszącego się międzynarodowym poważaniem, Emila Brünnera. Jest on trynitarianinem i w cytowanym fragmencie z jego książki The Christian Doctrine of God(strona 226), mówi nawet o “Bogu, który stał się człowiekiem i poniósł ucierpienie krzyża”. Pisze on:
“Nigdy nie było intencją pierwszych świadków Chrystusa postawienie przed nami w Nowym Testamencie intelektualnego problemu – tego dotyczącego Trzech Boskich Osób – by następnie stwierdzić, żebyśmy bez szemrania czcili tajemnicę “Trzech w Jednym”. Nie ma śladu takiej idei w Nowym Testamencie. To “mysterium logicum”, że Bóg jest Trzema, a jednocześnie Jednym, leży całkowicie poza przesłaniem Biblii. Jest tajemnicą, którą Kościół podał swoim wiernym w swej teologii i dzięki niej uchronił ich wiarę przed błędami zgodnie z zasadą heteronomii (oznaczającą, przeciwnie do autonomii, podleganie normom, prawom, ustanowionym przez innych) (…), ale nie ma żadnego związku z przesłaniem Jezusa i Jego Apostołów. Żaden z Apostołów nawet nie śnił, że są Trzy Boskie Osoby, których wzajemne relacje i paradoksalna jedność jest poza naszym pojmowaniem. Żadne “mysterium logicum”, żaden intelektualny paradoks, żadna sprzeczność [oczywisty nierozwiązalny konflikt] między Trzema a Jednym nie znajduje się w ich świadectwie, ale tylko “mysterium majestatis et caritasis”: mianowicie, że Pan Bóg za nasze grzechy stał się człowiekiem i poniósł ucierpienie krzyża. Tajemnica Trójcy ogłoszona przez Kościół, i włączona do jego liturgii, począwszy od piątego i szóstego wieku, jest pseudo-tajemnicą, która była skutkiem odejścia myśli teologicznej od fundamentów zawartych w Biblii i od samej doktryny Biblijnej”.
Tak jak w przypadku poprzedniego cytatu, także i tego nie przedstawiam jako “dowód” za lub przeciw w kwestii prawdziwości doktryny trynitarnej. Przytaczam go ponieważ często stwierdza się, że niechęć do przyjęcia tzw. ortodoksyjnego czy tradycyjnego trynitaryzmu wynika z nieznajomości oryginalnych języków Pisma Świętego (hebrajskiego, a szczególnie – greckiego) lub z powodu indoktrynacji, u której podstaw leży jednostronne spojrzenie na historię kościoła, lub że jego przyczyną jest interpretacja pewnych tekstów wyrwanych z kontekstu. Bez wątpienia ten szwedzki teolog protestancki doskonale zna języki biblijne oraz posiada głęboką wiedzę z dziedziny historii religii oraz pism chrześcijańskich okresu przednicejskiego. To samo można zapewne powiedzieć o jego znajomości różnych argumentów za i przeciw, dotyczących interpretacji tekstów biblijnych i ich znaczenia w sporze trynitarnym. Mimo to, jak jasno wynika z jego książki, przyjęcie przez niego tajemnicy Trójcy jest wynikiem refleksji teologicznej, nie zaś wiary w to, że Pismo Święte jej naucza[12. Zarówno przed jak i po cytowanym fragmencie, Brünner niejednokrotnie odnosi się do doktryny Trójcy mówiąc o niej jako o “refleksji teologicznej”, stworzonej przez Kościół, a nie biblijnego krygmatu. Wyrażając wiarę, że “refleksja” oparta jest na biblijnych “fundamentach”, niejednokrotnie stwierdza jednak, że “spekulacje” odegrały dużą rolę w kształtowaniu się doktryny Trójcy. Zob. The Christaian Doctrine of God, strony 206, 217, 222, 226, 227, 236, 237, 239.].
Można by przytoczyć inne cytaty, zgodne z poglądami Brünnera, jak również zacytować autorów jemu przeciwstawnych. Osobiście nie zgadzam się z jego pewnymi poglądami. Można by przeprowadzić szczegółową dyskusję istotnych fragmentów Pisma Świętego i podać wszystkie za i przeciw ich konkretnej interpretacji. Nie to jest tutaj moim celem. Moją intencją nie jest obalanie pewnych doktryn ale przeciwstawienie się dogmatyzmowi i osądzaniu, które im czasem towarzyszy[13. Choć pierwotne znaczenie słowa “ortodoksja” to “prawdziwa nauka”, z czasem nabrało ono znaczenia nauk uznanych przez władze kościelne. Podobnie “dogma” mające w grece pierwotne znaczenie “to, co wydaje się być prawdziwe”, zaczęło oznaczać doktrynę lub zbiór doktryn zatwierdzonych przez władze kościelne. “Dogmatyzm” oznacza kategoryczność w wyrażaniu poglądów, zwłaszcza gdy są one bezpodstawne i aroganckie. Jeśli jakaś nauka jest jasno nauczana przez Pismo Święte, to upoważnia nas to do przyjęcia jej jako prawdziwej nauki, prawdziwej doktryny, którą możemy z przekonaniem głosić. Natomiast forsowanie nauki, której biblijne podstawy stoją pod znakiem zapytania, prowadzi do dogmatyzmu.]. Powyższe cytaty przytoczyłem jedynie po to, by pokazać, że są bardzo poważani uczeni, którzy choć w żaden sposób nie popierają twierdzeń Towarzystwa Strażnica, to jednak nie postrzegają kwestionowania biblijnych podstaw doktryny Trójcy w jej tradycyjnej, ortodoksyjnej formie jako rezultat ignorancji lub sekciarskiej mentalności[14. Brünner w rzeczywistości wyraził pogląd, że takie kwestionowanie dogmatu Trójcy ma logiczne podstawy. Pisze: “Terminy użyte w atanazjańskim credo i z tego źródła wzięte później do tradycyjnej, nauczanej przez Kościół, doktryny Trójcy, una substantia, tres personae (jedna substancja, trzy osoby) muszą z początku brzmieć dla nas dziwnie. Dodaje, że “Nawet idea trzech osób wzbudza wątpliwości. W rzeczy samej niemożliwością jest rozumieć ją inaczej niż w tryteistycznym sensie, jakkolwiek mocno możemy próbować uchronić się przed taką interpretacją”. Następnie stwierdza oczywisty fakt, że chociaż łatwo jest powiedzieć, iż “każda z Trzech Osób jest Bogiem, ale nie ma Trzech Bogów, tylko Jeden”, to niemożliwością jest myśleć w ten sposób, a wysiłki podejmowane w celu, by tak właśnie myśleć, prowadzą w rzeczywistości do myślenia o trzech Bogach. Później, mówiąc o “przeszkodzie w myśleniu” jaką może stwarzać doktryna Trójcy, Brünner stwierdza: “Jest zatem zrozumiałe, że właśnie ci teologowie, których dociekania bazują całkowicie na myśli biblijnej, w małym stopniu sympatyzują z doktryną Trójcy. Myślę tutaj o całej szkole teologów biblijnych“, (str. 238). Co ważniejsze – kwestia ta pokazuje, dlaczego nie mogę sympatyzować z ludźmi, którzy osądzają innych z powodu odmiennych poglądów, którzy – obojętnie po której stronie stoją – odmawiają tym z drugiej strony bycia Chrześcijanami. Co ciekawe, zauważyłem, że – przeciwnie do powściągliwości, ostrożności i rozwagi jaką cechują się zamieszczone wyżej cytaty – często osoby o znacznie niższym autorytecie akademickim należą do najbardziej zagorzałych dogmatyków, potępiających inaczej wierzących. Nie mam żadnej wątpliwości, że część ich argumentów oraz dowodów postrzegane są przez poważanych naukowców jako kompletnie niewarte uwagi. Nieważne, czy jesteśmy wykształceni, czy nie, wierzę, że musimy przeciwstawić się dogmatyzmowi i osądzaniu innych, które nie są świadectwem mądrości i rozwagi lecz małego umysłu i małego ducha w sercu.
Raymond Franz “In Search of Christian Freedom (W poszukiwaniu chrześcijańskiej wolności)”, str. 704-711.